Spacer po okolicy nie jest może czymś bardzo zaskakującym, ale dla nas okazał się pewnego rodzaju odkryciem. Podstawowym celem wyjścia było rozpoznanie kilku gatunków drzew w pobliżu domu. Z braku wiedzy i umiejętności rozróżnienia po samym spojrzeniu na liście czy igły skorzystaliśmy z aplikacji na telefon („Czyj to liść?”) i arkuszy ze zdjęciami liści. Największy entuzjazm u dzieci wzbudziło drzewo, które zidentyfikowaliśmy jako daglezja zielona, bo rozpoznawało je się po tym, że bezzapachowe igły po roztarciu w palcach wydzielały silny zapach pomarańczy.
Baza
Trzeba jednak przyznać, że rozpoznawanie drzew na bardzo krótką chwilę przykuwało uwagę dzieci, a wręcz je nudziło więc nie brnęliśmy w to bardzo. Ale żeby przyjrzeć się drzewom musieliśmy zejść odrobinę z „praktycznych” szlaków jakimi na codzień poruszamy się po naszej okolicy idąc do placówek edukacyjnych, sklepu czy środków komunikacji. I to wystarczyło, żeby w kilku stojących obok siebie drzewach dzieciaki zobaczyły „bazę”, którą zaraz zaczęli urządzać i wymyślać tam kolejne zabawy, co pochłonęło ich na tyle, że w zasadzie mogłem usiąść w pobliżu i spokojnie czekać aż im się znudzi (nie znudziło się, trzeba było ich odrywać od zabawy).
Spacer
W trakcie spaceru najstarsze dziecko zaproponowało też zabawę w zgadywanie miejsca – opowiadało o jakimś miejscu w okolicy a my idąc w jego kierunku musieliśmy zgadywać co to może być (np. jednym z miejsc było kino), co też samo w sobie okazało się całkiem fajną zabawą, nie tylko dla dzieci. A po drodze rozłożyliśmy się też z mini-piknikiem na trawniku, który zwykle mija się w pośpiechu, znalazły się też drzewa, na które można się było powspinać. I krótka wyprawa, której oryginalnym celem było obejrzenie kilku drzew koło domu, zamieniła się w kilkugodzinne odkrywanie bliskiej okolicy, która wydawała się przecież doskonale znana. Wystraczyło tylko zmienić utarte ścieżki i nie próbować na siłę forsować swojego pomysłu jak uczestnicy wyprawy mieli ciekawsze.